Z duszą na ramieniu przyjechałem dziś do pracowni.
Otworzyłem ostrożnie drzwi, rozejrzałem się. Nikogusieńko.
Zaparzyłem kawę, odsłoniłem okna. Nic. Odpaliłem drżącym palcem laptopa.
Uffff... widocznie Fiury był tylko psikusem mojej wyobraźni, bo tym razem się nie pojawił.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz