środa, 30 grudnia 2009

Zamieszkał u mnie krasnal.
Zauważyłem go rano, kiedy włączyłem laptopa.
Wyszedł, a w zasadzie wyskoczył zza ekranu. Wielkości kciuka, w zielonych spodenkach, tego samego koloru kubraczku, z długą, ryżawą brodą. Na głowie miał szpiczastą czapeczkę - dla odmiany czerwoniutką, jak świeżo zerwany pomidorek. Usiadł, a w zasadzie rozlał się na podstawce od lampki, tłuścioch jeden, i wyszczerzył w uśmiechu swoje (chociaż kto go tam wie?) drobne ząbki.
Odjęło mi mowę.
- Co się gapisz... krasnala nie widziałeś? - Spytał.
Widzieliście kiedyś Kimmi? Kimmi to lala, którą się dmucha. Jest wielkości kobiety, ma długie, jasne włosy, szeroko otwarte oczęta i rozdziawione usta.
Gdyby ktoś mi nałożył blond perukę, w czasie, kiedy krasnal zadawał swoje pytanie, wyglądałbym jak Kimmi z kozią bródką.
- Nazywam się... - Tu nastąpiła długa wyliczanka imion, z których zapamiętałem jedno, Fryderyk, i nazwisk, z których nie zapamiętałem ani jednego.
- Ale przyjaciele mówią mi Fiury. - zakończył z dumą skrzacik.
Odczekał chwilę. Pewnie myślał, że coś mu odpowiem, ale moje struny głosowe cały czas były ściśnięte, jak pośladki dwulatka, któremu pierwszy raz zdjęto pieluchę, i który za wszelką cenę usiłuje nie zesrać się na podłogę, i donieść swoją kupę do nocnika.
Uśmiechnął się pobłażliwie.
- W każdym razie od dziś będę cię natychał. No.
I zniknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz